Category Archives: Reszta świata

Problemem Petera Jacksona nie jest to, że kręci złe filmy

Bo kręci bardzo dobre. Jego problemem jest to, że Tolkien napisał genialne książki.

Czytaj dalej

Niekolędy

Bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. Lubię te kilka dni, kiedy jest bardzo rodzinnie, lubię, kiedy jest biało za oknem i tak dalej. Poważnie. Nienawidzę natomiast dwóch rzeczy…

Czytaj dalej

101% złego skurwiela

Było o albumach, było o teledyskach, teraz będzie o postaci. Ostatnio sporo mówi się o męskości, o tym, jaki powinien być prawdziwy facet, a jaki nie powinien być, aby ktoś nie rzucił czasem w jego stronę wywołującym ciary słowem „pizda”. Przeczytajcie więc o esencji męskości i tego, co za oceanem nazywają „badassery”. O wciąż żyjącej, a już legendarnej ikonie. Powiecie: Wielu jest takich. Okej, zgoda, ale niedawno zdałem sobie sprawę, że głos tego zaćpanego, zapijaczonego skurwiela przewija się w moich playlistach, inspiracjach i wzorach do wszelakich porównań od dawna. Panie, chowajcie Wasze córki, siostry, matki. Panowie, koks, jointy i flaszki na stół, Pan Phil Anselmo.

Czytaj dalej

Miasto Luster – 2 lata do tyłu

Właśnie niecałe dwa lata temu zainteresowałem się tym zespołem, ponieważ oni zainteresowali się mną. A konkretnie portalem, do którego wtedy pisałem, nieistniejącym już Moosic.pl. Poszedłem na koncert, posłuchałem kawałków, porozmawiałem z Carolin, wokalistą City Of Mirrors. To było w styczniu albo lutym 2013. Napisałem wtedy, że czekam na EPkę, która ukazała się niedawno na rynku – to dobra okazja do odświeżenia tego tekstu. W międzyczasie powstał też klip, zespół poszedł do przodu. Z dzisiejszej perspektywy ten prawie dwuletni tekst nabiera trochę innego wymiaru.

Czytaj dalej

#2

Mam tak od zawsze. Zajaram się czymś jak pojebany, robię, kombinuję, zapisuję miliard pomysłów i nie mogę się doczekać, aż je wszystkie zrealizuję. I zapierdalam tak jak chomik na tym kołowrotku (czy jak to się tam nazywa) przez jakiś czas, napcham swoje ego pochwałami od znajomych, utwierdzę się w swojej zajebistości, że miałem rację, umiem coś zrobić dobrze, robię, działa.

A potem chuj to strzela i mi się dalej nie chce.

Jest takie stare przysłowie, że gdy ułan spadnie z konia, musi szybko wsiąść z powrotem zanim zacznie się bać. Przegapiłem ten moment jakieś 2 miesiące temu i nie pisałem. Stanąłem sobie obok, odszedłem kawałek i zacząłem nagle interesować się tym, że szabla nie jest ostra, że buty nie wyglancowane, a ten mundur też przypruszony. Ale czas najwyższy wrócić i śmignąć dalej. A bardziej dosłownie – zacząć pisać. Był słomiany zapał, była przerwa, teraz jest reaktywacja. Podobnie było z kilkoma innymi momentami mojego życia w ostatnich czasach. Reaktywacja jest zawsze, po prostu czasem za późno, ale blog to jest coś, do czego wrócić można zawsze.

Przepraszam Was serdecznie za to moje rozjebanie. Obiecuję poprawę. A czy dotrzymam obietnicy – to się okaże, trzymam swoje kciuki i jaja, żeby tak było.

 

P.S.

Dlaczego publikuję to w piątek w okolicach północy?

Bo mi się kurwa zebrało na wylewy. Po alkoholu? Może. Emocjonalnie? Owszem. Szczerze? Zawsze.

„Taśmy Prawdy” istnieją od lat

Nie mam zamiaru wypowiadać się na tematy polityczne czy okołopolityczne. Ani ostatnie wydarzenia, ani kilka poprzednich “afer” zupełnie mnie nie szokuje. Pracowałem przy kilku kampaniach wyborczych, pracowałem w Sejmie, miałem z polityką sporo do czynienia, nie wiem, co byłoby w stanie mnie zaskoczyć. Poznałem polityczną kuchnię na tyle, żeby wiedzieć, że się do tego nie nadaję, nie umiem, powinienem trzymać się od tego z dala, to nie dla mnie. Zobaczyłem jak to wygląda, dziękuję.

Czytaj dalej

Otagowane , ,

Koko Koko Euro Spoko

Ilekroć w ostatnich latach słyszałem coś na temat festiwalu Eurowizji, zazwyczaj padało przy tym słowo “obciach”, “kicz”, “wiocha” lub synonimy. Większość reprezentantów naszego kraju w mniejszym lub większym stopniu odpowiadała właśnie tym określeniom. I nie widzę w tym niczego złego, o to chyba chodzi w tym festiwalu, Mietek Szcześniak czy Anna Maria Jopek swoimi ambitniejszymi kompozycjami nie zachwycili jurorstwa, zdecydowanie bardziej pasuje tam grupa Ich Troje, The Jet Set czy Isis Gee (BTW, ktoś pamięta ostatnią dwójkę?).

Czytaj dalej

Czasami jestem idiotą.

Zazwyczaj nie, chyba raczej ogarniam nieźle rzeczywistość, w miarę logicznie dedukuję i wyciągam wnioski. Nie jestem skrajny, choć większość wyrabianych przeze mnie poglądów umiejscowiłbym daleko od centrum. Staram się mieć zdanie na większość tematów, niewiele jest takich, które wywołują u mnie zmieszanie i konfundują.

 

Ale tego po prostu nie ogarniam.

Czytaj dalej

FEAT#2

Przyznam, że ilość komentarzy na Fejsie i poleceń po pierwszym tekście o kooperacjach mocno mnie zaskoczyła. Wybrałem z nich te, które z mojej perspektywy były najciekawsze w tej dyskusji, a kolejne pewnie posłużą mi w następnych tekstach serii. Dzięki!

Lecimy dalej:

Czytaj dalej

Muzyką we władzę

Historia nr 1

Dawno temu ukazała się płyta pod tytułem “Muzyka Przeciwko Rasizmowi”. Była to część kampanii społecznej antyfaszystowskiego stowarzyszenia “Nigdy Więcej”. Mnóstwo osób miało koszulki z logo kampanii (mam swoją do tej pory), mimo że nie każdy wiedział, że to cała kampania – ja na przykład dowiedziałem się tym dużo później, kupiłem koszulkę, bo uważałem, że muzyka jest na tyle silnym narzędziem (celowo nie piszę “bronią”), że można za jej pomocą wspierać słuszną sprawę.

Historia nr 2

Jakieś 10 lat temu byłem u mojego serdecznego kolegi Wojciecha we Wrocławiu. Wieczorem wybraliśmy się do jednego z popularnych wtedy squotów na koncert punkowy. Nie pamiętam, kto tam grał, ale to nie jest teraz istotne. Zapamiętałem słowa, które wypowiedział lider jednego z zespołów: „Jeśli ktoś myśli, że koncert punkowy nie jest manifestem politycznym, to jest w błędzie.”

Historia nr 3

Hymnem solidarności były „Mury” Jacka Kaczmarskiego, których przewrotny tekst, być może nie do końca zrozumiany u początków, niestety sprawdził się w kolejnych trzydziestu latach w 100%. Był on na tyle silnym symbolem Solidarności, że próbowano go wykorzystywać w kampaniach wyborczych również w ostatnich latach.

Historie niedawne

Pomarańczowej Rewolucji na Ukrainie, jakby jej politycznie z dzisiejszej perspektywy nie oceniać – budzącej wtedy ogromne nadzieje i entuzjazm w co najmniej dwóch narodach, przygrywali topowi ukraińscy i polscy artyści. Jednym z głównych “kanałów” krytyki George’a W. Busha była ta ze sceny, od Boba Dylana po A Perfect Circle czy – skrajnie – Zacka De La Rocha.

Historia najnowsza

Wczoraj pojawiły się kontrowersje wokół Darka Malejonka, który pojechał na Majdan, żeby zagrać koncert dla protestujących. Udało mu się zagrać tylko jedną piosenkę. Nakręcił materiał, zmontował teledysk, puścił w sieć. Spotkał się z hejtem, na który odpowiadał chociażby tutaj. Każdy, kto określa swoje stanowisko w jakiejś sprawie, jest zazwyczaj hejtowany. Najbezpieczniej jest nie mieć zdania, więc nic dziwnego, że jest jad. A w temacie Ukrainy specjalistów jest ostatnio całe mnóstwo. I każdy myśli co innego.

Historia wczorajsza

Wczoraj, gdy udostępniłem na fejsie apel pod tytułem “I Am A Ukrainian”, jeden z kolegów napisał, że oni (na Majdanie) nie potrzebują wsparcia duchowego, tylko amunicji. Ja nie mam amunicji. Mam swój profil na fejsie, mam bloga. Mam swoje słowo i zdanie, które mogę przekazywać dalej. A artyści mają swoje piosenki, które mogą dedykować tym ludziom na Majdanie, którzy stoją plecami przy murze. A stoją tam dlatego, że wierzą, że może być lepiej. A stanie w kasku, masce, durszlaku na głowie, deską czy tarczą w ręce to jest ich dla nich ostateczność.

Na szczęście nikt nam nie każe, nie zmusza nas do stawania po którejś ze stron. Mamy możliwość wyboru, ale nie mamy konieczności dokonywania go. Ani nikt, ani dramatyczna sytuacja nie zmusza nas do dokonywania wyborów. Ale ja traktuję to jako moralny obowiązek. Tak, jak napisałem, nie mam amunicji, to, co mam, to słowo. A jego, jak wynika chociażby ze wspomnianego manifestu, również ma znaczenie.